...wiem, co mam do stracenia, i wiem, co mam do zyskania, decyzja nie trwa długo.
Mieczysław Karłowicz

niedziela, 15 kwietnia 2007

Alpejska wyrypa - Gross Venediger

14 kwietnia wyjechaliśmy z Krakowa na lodowiec Molltaler w Karyntii. Korzystająz z tego, że będziemy w Wysokich Taurach, chcieliśmy zrobić ciekąwą turę w Grupie Venedigera. Po dojechaniu na miejsce (Flattach) robimy przepakowanie sprzętu potrzebnego w jutrzejszej turze. Robimy kanapki, pakujemy plecaki i kładziemy się spać - w końcu wstajemy bardzo wcześnie.
Pobudka o 5:00, szybkie śniadanko i już jedziemy w kierunku Venedigera. Po godzinie jazdy docieramy do Matreier Tauerhaus (1512 m n.p.m.). Tam zostawiamy samochód. Z parkingu idziemy początkowo asfaltem, później drogą szutrową. Mijamy po drodze dwie bardzo ładne osady pasterskie (Aussergschloess i Innergschloess).
W końcu, po przejściu ok 8 km, możemy przypiąć narty i rozpocząć mozolne podejście - bardzo długie i męczące podejście. Upał panujący w dolnej części podejścia dał się mocno we znaki. Dopiero gdy wyszliśmy ponad próg i odsłonił się widok na lodowiec i okoliczne szczyty, marsz zrobił się dużo przyjemniejszy. Im wyżej tym chłodniej - to kolejny plus zdobywania wysokości. Po drodze (w okolicy Alte Prager Hutte) zrobiliśmy sobie przerwę śniadaniową. Bardzo miło się tam siedziało :) Zjedliśmy po kotlecie, popili "Tigerkiem" i ruszyli w dalszą drogę. Widać już było schronisko Neue Prager Hutte, do którego zbliżaliśmy się bardzo powoli. W końcu udało się dotrzeć do schronu. Zrobiliśmy krótki odpoczynek, zakupili zgniłą wodę za 3 euro i poszli dalej.Podejście ze schroniska zajęło nam ok 4 godzin. Po drodze był czas na robienie fotek i odpoczynek.Pod szczytem, warunki śniegowe, a w zasadzie lodowe zmusiły nas do zdjęcia nart i ubrania raków (nie mieliśmy harszli). Bardzo emocjonujące były ostatnie metry przed szczytem - jest tam bardzo eksponowana grań. Z dwóch stron opada stromymi ścianami aż do lodowca.Na szcycie spędziliśmy sporo czasu robiąc zdjącia i odpoczywając. Jednak późna pora zmusiła nas do szybkiego opuszczenia góry. Czekał nas bardzo długi zjazd.

Do doliny zjezdzaliśmy ok 2 godzin. Odcinek ze szczytu do schroniska był rewelacyjny. Poniżej schroniska, roztopiony przez dzień śnieg, zmienił się w szreń łamliwą i jazda była koszmarem. Nie dało się skręcać, zjazd polegał na przemieszczaniu się w skos stoku po czym następował zwrot i znowy w skos stoku tylko że w przeciwnym kierunku.

Całość tury zajęła nam ok 14 godzin. Pokonaliśmy ok 2300 m deniwelacji i sporo kilometrów w poziomie.

Ekipa: Irma, Bronek i ja

Więcej fotek w MOJEJ GALERII

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz