...wiem, co mam do stracenia, i wiem, co mam do zyskania, decyzja nie trwa długo.
Mieczysław Karłowicz

środa, 6 maja 2009

Drugie podejście do Mont Blanc

5 maja

Kuba postanowił się nie przemęczać i wjechał kolejką na Plan de l'Aiguilles. My podchodziliśmy od wylotu Tunelu Mont Blanc przez La Para i Les Glaciers. Spotkaliśmy się przed wejściem na lodowiec Bossons. Tam się związaliśmy i wkroczyli w seraki La Jonction. Zostało do pokonania 550 metrów w pionie. Po przejściu seraków pozostało kilkanaście zakosów stromego podejścia i byliśmy w schronisku Grands Mulets. Korzystając ze zniżki na legitymację OEAV dostaliśmy noceleg taniej niż w niejednym schronisku w Tatrach. Po przygotowaniu płynów na następny dzień szybkoi zwinęlkiśmy się do spania.









6 maja

Pobudka o 0100. Wstajemy i zaspani przygotowujemy szybkie śniadanie. O tej porze przyjmuję tylko kaszkę mleczno-ryżową dla dzieci. Ohyda ale jest to jedyna rzecz którą jestem w stanie przełknąć. Tuż po drugiej wychodzimy ze schroniska i od razu pierwsze problemy. Czekamy na łańcuchach zejściowych na lodowiec jakieś pół godziny zanim kilku "niedzielnych" turystów poradzi sobie z kilkoma łańcuchami. W końcu udaje się zejść. Rozpoczynamy mozolne tuptanie w kierunku Grand Plateau. Kilka razy przechodzimy bardzo blisko ogromnych szczelin, ponad nami groźnie wiszą seraki. Na szczęście mało widać w świetle czołówek. Jasno robi się gdy dochodzimy do Grand Plateau. Robimy sobie krótką przerwę na śniadanie i ruszamy dalej. Po wyjściu na Col du Dome uderza w nas huraganowy wiatr. Nad granią Bosses widoczny jest pióropusz śniegu. Strasznie wieje. Postanawiamy wejść na Dome du Gouter (4304m npm) i odczekać jakiś czas mając nadzieję na osłabienie siły wiatru. Nic się nie zmienia. Schodzimy z powrotem na Col du Dome i podchodzimy do schronu Vallot. Kuba lekko się odmroził, palce u moich rąk również odmówiły posłuszeństwa. Na szczęście Vallot był blisko. W środku kilku mocno wychłodzonych gości rozgrzewało się pod kocami. Można było choć na chwilę odpocząć od tego wiatru. Wiatr ani na chwilę nie odpuścił. Przemarznięci i wychłodzeni postanowiliśmy zjechać na dół. Nie było najmniejszego sensu pchać się w taki wicher w górę. Szkoda wielka ale następnym razem na pewno się uda.
Zjechaliśmy na Grand Plateau. Po wietrze ani śladu. Widać tylko, że na górze wciąż szaleje wznosząc pióropusze porwanego śniegu. Widzimy trzy osoby na grani powyżej Vallota. Podziwiamy ich. Później okazuje się, że była to ekipa Pierre'a Tardivel'a - człowieka legendy, jednego z pierwszych ekstremalnych narciarzy w Chamonix.
Zjazd do Grands Mulets przebiega bez problemu. Robimy masę zdjęć przejeżdżając pomiędzy szczelinami i serakami. W końcu docieramy do schroniska. Szybko przepakowujemy plecaki, coś spożywamy i jedziemy dalej. Razem z Benoit zjeżdżamy w kierunku Tunelu, a Kubek śmiga do Plan de l'Aiguilles.
Wyjście bardzo udane choć zabrakło przysłowiowej "kropki nad i" Gdyby nie wiatr wejście na Mt. Blanc byłoby bezproblemowe.