...wiem, co mam do stracenia, i wiem, co mam do zyskania, decyzja nie trwa długo.
Mieczysław Karłowicz

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Świąteczne Moko

Zaczęło się niewinnie od propozycji Ziemka, żebym wybrał się do Moka. Krótkie pytanie o warunki na skitury.fora.pl spowodowało, że w Moku planowało skiturę dużo więcej osób.
Wyjechaliśmy z Kubą w piątek po południu. Na Łysej Polanie spotkaliśmy się z Agnieszką, Ziemkiem i Żabą. Na podejściu dołączyła do nas ekipa Peregrina. Wieczorkiem w Starym Schronisku przechyliliśmy integracyjnego kielicha z wiśniówką i poszli spać. Rano dołączył Alan, Krzysiek i Albert.
Ruszyliśmy jak zwykle "skoro świt" czyli koło 10 :) Na nartach przez staw, później szybkie podejście i już jesteśmy nad Czarnym Stawem. Pod ścianą Kazalnicy, przez środek jeziora przejechaliśmy na nartach. Od stawu podchodziliśmy z rakami na nogach. Powyżej Buli zrobiliśmy króką przerwę. Do szczytu zostało kilkaset metrów podejścia. Na szczycie - plaża i opalanie. Zjedliśmy coś i trzeba było zjeżdżać. Warunki do Buli były doskonałe. Poniżej trochę gorzej - twardo i po lawinisku. Udało się zjechać do samego Moka.

W niedzielę pogoda się popsuła. Wiało bardzo mocno. Wybraliśmy się na Wrota Chałubińskiego. Pomimo twardych warunków zjazd był super. Znowu udało się zjechać do samego stawu.

Wyjazd był bardzo udany. W końcu spotkałem kilka osób znanych wcześniej tylko wirtualnie. Fajna ekipa wybrała się do Moka.


No i jeszcze relacja Peregrina zamieszczona na skitury.fora.pl:

W Wielki Piątek zafundowaliśmy sobie wieczorną eskapadę do Morskiego Oka. Grzeszyliśmy chyba ciut za bardzo w minionym roku bo plecaki, narty i cały majdan dały nam się nieźle we znaki. Idziemy we trzech: Bez-nart-ny Marcin, Kwaśny i ja. Jednak jeszcze przed Wodogrzmotami spotykamy piątkę narciarzy z MaćkiemS na czele. Oj, zanosi się na mocną skiturową ekipę w Moku! Zaprzyjaźniamy się szybko i dalsza droga do Moka upływa pod znakiem opowiadań i dyskusji. W starym schronisku późna kolacja, trzy kielonki integracyjnej maćkowej wiśniówki i na grzędę spać.

Poranek wita nas przepiękną pogodą. Podwójna jajecznica w schroniskowym bufecie i ruszamy przez zamarznięte Morskie Oko w kierunku Czarnego Stawu. Po jakimś czasie okazuje się, że w sumie idziemy w sporej bo aż 11-sto osobowej grupie. Mocna forumowa ekipa - MaćkoS ze znajomymi, Krzychu "kp" który dojechał rankiem na rowerze, Albert przedstawiciel miasta stołecznego i wielu innych, których przepraszam za niewymienienie z imienia. Jest podobno nawet Kampress, który ponoć rankiem przemknął przez Moko i teraz jest już gdzieś powyżej Czarnego... Część z nas idzie na Rysy, część na Niżne Rysy. My zaliczamy się do tej drugiej grupy; na Rysach byliśmy w maju zeszłego roku, a Niżne Rysy jeszcze przez nas narciarsko nierozpoznane. Ciągną bardzo. Przed nami widać sylwetki jeszcze kilku podchodzacych osób. No tak, pogoda piękna, wszyscy zgłodniali śniegu. Czy jest lepsze miejsce na Wielkanoc niż Morskie Oko?

Na szczycie meldujemy się po 4 i pół godzinach. Tempo mamy niespieszne. Śnieg początkowo to twardy beton, od Czarnego Stawu idziemy w rakach z nartami na plecach. Dopiero póżniej śnieg trochę odpuszcza i robią się świetne warunki do zjazdu. Na Niżnich odprawiamy szczytowe godzinki i już za moment zasuwamy w dół. Zjeżdżamy z samego szczytu; początkowo trochę wąsko, jest okazja poćwiczyć obskoki, później już tniemy szybko długim skrętem. Zjazd na Bulę pod Rysami rewelacyjny; świetny śnieg, słońce, przestrzeń pod nogami i piękne góry z każdej strony. Na Buli krótki odpoczynek i stromymi, szerokimi polami Kotła pod Rysami zjeżdżamy dalej. Kilka centymetrów świeżego śniegu na ciut "odpuszczonym" betonie - to jest to. Bardzo pasują mi takie warunki i jazda jest dla mnie czymś niesamowitym. Zjeżdżamy z Kwaśnym i poznanym po drodze Albertem z bananami na twarzach. Bez-nart-ny nie zostaje wiele w tyle zjeżdżając tradycyjnie już na czterech literach, z czekanem w jednej ręcę, a aparatem fotograficznym w drugiej.
W Moku browar za wspaniałą skiturę, wygłupy i pogaduchy z zaprzyjaźnionym z nami dyżurnym ratownikiem i już za moment zbieramy się do zejścia. Tym razem 9km asfaltu nie przeraża. Niczym ruchem sztukmistrza wyciągamy z Kwaśnym wniesione tu specjalnie na tę okoliczność hulajnogi. Do Włosienicy po starym dziurawym asfalcie i bruku powolutku, później już szum w uszach i wiatr we włosach aż do Palenicy. Pohukując jak indianie i śmiejąc się glośno do siebie, z nartami na plecach, oświetlając sobie drogę czołówkami (w międzyczasie zrobiło się już ciemno) zjeżdżamy do parkingu w Palenicy w czasie 33 minut...



Integracja przy kielichu wiśniówki

Przygotowania do wymarszu

Peregrin

Podejście do Czarnego Stawu

Przez Czarny Staw

P0niżej Buli pod Rysami


Odpoczynek



Na Szczycie