...wiem, co mam do stracenia, i wiem, co mam do zyskania, decyzja nie trwa długo.
Mieczysław Karłowicz

sobota, 3 stycznia 2009

Skiturowy Sylwester

31 grudnia - Wsiadam w samochód i gnam na Palenicę Białczańską. Jest już późno, a przede mną 2 godziny jazdy i nie widadomo ile podejścia do "Piątki". Na parkingu jestem o 19. Robię szybki przepak i pomykam w towarzystwie Marka Kaziora (dzięki za nalewki) do Wodogrzmotów. Marek leci dalej do Moka, a ja robię krótką przerwę na zakładanie fok. Po chwili przy Wodogrzmotach pojawiają się Joana i Dżaro. Jak dobrze, że nie będę musiał samemu podchodzić. Ruszamy do góry. Dżaro targa na grzbiecie wielkiego killera. Idzie, sapiąc głęboko co chwila przystając. W końcu dochodzimy do granicy lasu i najstromszego podejścia do schroniska w "piątce". Biorę killera od Dżara i ruszam dalej. Jest stromo i ciężko. Podchodzimy na nartach. Dżaro co jakiś czas rozświetla dalszą drogę trybem boost swojej czołówki. Joana ma problemy z nawrotami na stromym stoku i zajmuje jej to sporo czasu. W końcu udaje mi się dojść do schroniska. Zrzucam wór Dżara i jadę na odsiecz. Wolniejszą dwójkę spotykam kilkasetmetrów od schroniska mocno zmęczonych. Biorę plecak od Joany i już dobrym tempem idziemy do schronu. Przez całe zamieszanie i trudności na stromym stoku okazało się, że przegapiliśmy przywitanie Nowego Roku. W schronie impreza jest w fazie kulminacyjnej. Zabawa na maksa. Niektórzy już polegli i udali się na spoczynek, inni rozmawiają z wielkim uchem a reszta tańcząc na ławach i stołach powoduje, że w ciągu najbliższych dni spożywać posiłki będziemy z talerzami na kolanach :) W końcu udajemy się na spoczynek. Jest nas w sumie 11 osób i mamy pokoik 4x2m. Jakimś cudem udaje się wszytkim przyjąć pozycję horyzontalną i zasnąć.
Noworoczny poranek budzi nas dziwną suchością w ustach i lekkim bólem głowy. Po szybkim ;-) śniadaniu o 12 ruszamy na podbój Koziego Wierchu.



Ciężko się szło. Nogi jak z waty, stok stromy i strasznie długi ale udało się w końcu doczłapać na wierzchołek.

Kilka fotek z podejścia:











Na szczycie byliśmy o zachodzie słońca. Było pięknie. Kolory fantastyczne i żal było zjeżdżać na dół. Sam zjazd był dosyć trudny ze względu na warunki śniegowe. Przewiany i pękający śnieg utrudniał jazdę. Na dole "udało" nam się podciąć małą deskę śnieżną ale na szczęście nic się nikomu nie stało. 




Wieczorkiem posiedzieliśmy przy piwku i wiśniówce grając w mafię. Zabawa była przednia :) Udało mi się wykonać kilka fotek schroniska nocną porą.



Na następny dzień mieliśmy w planie wejście na Niżni Liptowski Kostur ale warunki śniegowe nieco zmodyfikowały nasz plan i skkończyło się na Szpiglasowej Przełęczy. Razem z Pticą zjechaliśmy ciekawym żlebem z przełęczy. Było stromo, wąsko i z dużą ilością świeżego śniegu. Pogoda bardzoi szybko zaczęła się psuć i w ekspresowym tempie ewakuowaliśmy się do schroniska.





Wieczorem razem z Joaną i Dżarem zjeżdżaliśmy na dół. Reszta ekipy została i następnego dnia jeszcze walczyli w górach.

Pokaz slajdów: